Gonić, biec, latać ponad... Tak mało mnie we mnie jest

Palny na wakacje zmieniają mi się z dnia na dzień. Jeszcze jakiś czas temu w nie miałam robić nic. Stwierdziłam, że najlepiej wykorzystam czas spontanicznie - jak to ja. Jednak tak w kwietniu zgłosiłam się ze znajomymi do projektu dla uczniów Podkarpacie Stawia na Zawodowców, który gwarantowałby mi dobrze płatną miesięczną pracę w moim zawodzie. Ponadto miałabym dodatkowe kursy, szkolenia i certyfikaty potwierdzające moje umiejętności. Niestety z powodu braku wystarczającej ilości chętnych projekt w tym roku odwołano. Szkoda. Tak więc na wakacje zostałam bez planów, kiedy nagle jak grom z jasnego nieba spadły na mnie dwa turnusy wakacyjne. Pierwszy wyjazd zaraz po zakończeniu roku szkolnego na kilka dni do Bieszczad. Ma być to coś a la survival. Namioty, ogniska, kajaki, wspinaczka górska, nocne wędrówki i mnóstwo niespodziewanych przygód. Aż sama się dziwię, że ciągnie mnie do takich rzeczy. Drugi wyjazd jest zapowiedziany na kilka dni po powrocie z pierwszego. Tym razem kierunek: Iwonicz Zdrój - ładne miasteczko, w którym przez 10 dni fajnie można spędzić czas. Nie mam pojęcia co tam będziemy robić, aczkolwiek ta opcja jest mi bliższa. Obydwa wyjazdy nie wchodzą w grę... prawie miesiąc nie byłoby mnie w domu, a tego nie chcę, gdyż również myślałam o tym aby trochę zarobić przez ten wolny czas.
Photoshop nie robi idealnych panoram, ale za tą dostałam piąteczkę, więc pochwalę się tym ładnym widokiem :)
 Nie mogę powiedzieć, że nikt nie ma dla mnie czasu, bo ma. Wiele osób mi go wielokrotnie poświęca, oczekując tego samego w zamian. Normalne, prawda? Nie mogę powiedzieć, że nikt nie poświęca mi swojej uwagi, bo tak nie jest. Są osoby, dla których znaczę więcej niż wszystko inne na tym świecie. Nie powinnam narzekać, ale czuję, że coś jest nie tak. Relacje z najbliższymi ograniczają się ostatnio do spraw czysto biznesowych. Nie ma tu już miejsca na marnowanie czasu. Czas to pieniądz. Ja też mam dużo na głowie, ale kiedy patrzę na innych, to wydawać by się mogło, że nie mam nic. Oni biegną wciąż za wygórowanymi ambicjami, podbijają świat, a ja względem nich, samotnie stoję w miejscu. Prawa fizyki są bezlitosne. Nie mogę ich dogonić. Nie chcę ich doganiać. Błaganie o trochę czasu i uwagi nie jest w moim stylu. To ja mam poświęcać go innym. Ktoś czasem w przelocie rzuci "hej, co słychać?", ale nie interesuje go moja odpowiedź. To co mówię, leci z wiatrem i często nie trafia do adresata.


Jestem wdzięczna za każdy moment, ale czy tylko ja widzę, że jest ich coraz mniej? To smutne, jednak samej nie uda mi się tego zmienić. W pojedynkę nic nie zdziałam. Nie potrafię zatrzymać nikogo nawet na moment, a jedyne co mi pozostaje to bieg przed siebie. I nadal pozostanie bez zmian, dopóki ktoś się nie potknie i nie będzie potrzebował pomocy. A co jeżeli tym razem to będę ja? Całe szczęście, że są ci mniej zabiegani, którzy potrafią podnieść człowieka na duchu swoją obecnością i zwyczajną pogaduchą.


Zdałam! Nie wiem jak mocno trzymaliście za mnie kciuki, ale udało się! 31 punktów na 40 to całkowicie dobry wynik, z którego jestem w pełni zadowolona. Tyle nerwów, tyle emocji i tyle radości po ogłoszeniu wyników! Gdybyście widzieli moją klasę i ich szaloną radość! Wszędzie uściski, przytulasy aż miło! :)
Czytaj więcej >

Książkowe love

Tak się jakoś dziwnie składa, że ostatnio jestem strasznie zabiegana. Dużo się dzieje, ale nie przeszkadza mi to. Lubię być w ciągłym ruchu, a czas wolny mi nie służy. Nawet kiedy mam kilka dni wolnego, to od rana do wieczora zawsze znajdzie się jakieś zajęcie. Niekoniecznie związane ze szkołą, ale to chyba nie znaczy, że czas ten jest zmarnowany. Trzeba umieć aktywnie wypoczywać ;)

Z blogowaniem jestem kompletnie do tyłu... Nie jest łatwo prowadzić dwa blogi na raz, a ten szkolny ostatnio stał się priorytetem (czego się nie robi dla piątki z polskiego). W dodatku, żeby dosadnie pokazać nauczycielce, że zasługuję na dobrą ocenę, mam do poprawienia jakieś testy czytania ze zrozumieniem, dlatego każdą wolną chwilę w domu ślęczę nad zadaniami maturalnymi. Pociesza mnie myśl, że już niedługo wakacje.

Ale zanim wakacje, to jeszcze egzaminy, a co! Praktyczny zawodowy już za mną. Był tak banalny, że polecone zadanie wykonałam z palcem w nosie. Zajęło mi to nie więcej niż godzinę. Aż sprawdziłam wszystko po 5 razy, żeby nie przegapić żadnego szczegółu (a szczegóły są ważne w grafice, oj uwierzcie). Wszystko ładnie mi się ułożyło na monitorze.. zdjęcia przerobione, kolory odpowiednie, czcionka ideollo, wyjustowanie, pogrubienie to tu to tam i wymiary co do milimetra. Powinno być 100%.

Takie ładne u mnie widoki / jakaś tam uliczka w Krakowie / Monia zrobiła wianek ze stokrotek :) / jedyne zdjęcie, na którym mój brat wygląda normalnie / a tu drugie jedyne, na którym mój brat wygląda normalnie - tak bardzo odświętnie / selfie w lustrze na basenie w Krakowie musi być / Siemachowcy na obradach okrągłego stołu - Kraków / Kraków po raz enty / w końcu Siemacha Rzeszów i selfie z Lui

Przede mną jeszcze teoria. Z tym już może być gorzej, bo poligrafia to temat rzeka i nie da się, po prostu się nie da wszystkiego zapamiętać! W każdym razie trzymajcie za mnie kciuki 22 czerwca o godzinie (bodajże) 9.00! Jak we wrześniu się okaże, że nie zdałam, to czyja to będzie wina? No oczywiście, że Wasza i Waszych kciuków. To jeszcze nic. Egzamin z angielskiego został przesunięty na "po zakończeniu roku szkolnego", czyli nie wiadomo jeszcze kiedy, ale uczyć wciąż się trzeba, nawet w wakacje. Co prawda moje szanse na dostanie się na praktyki zagraniczne nieubłagalnie topnieją, bo co chwile zgłaszają się nowe osoby. Do tego wiadomość, że to właśnie egzamin z angielskiego zadecyduje o tym kto jedzie, a kto nie dobił mnie już kompletnie. Nie uratuje mnie ani wysoka średnia, ani wzorowe zachowanie, ani nawet najlepsza opinia wychowawcy. No cóż... będzie co ma być. Zaryzykuję, będę się starać, a jeżeli się nie uda - trudno. Widocznie tak ma być :)

 Słyszeliście kiedykolwiek o koncercie Jednego Serca Jednego Ducha? W Rzeszowie odbywa się on co roku w Boże Ciało. Cóż Wam mogę o nim napisać... Jak sama nazwa wskazuje jest to koncert religijny. Nie ma tam ostrych brzmień, rozbryzganych gitar, ani rapowanego narzekania na życie. Żadna sława nie skoczy na was ze sceny, a fanki nie będą się bić o spoconą koszulkę perkusisty. Pogo? Owszem było, ale nikt na tym nie ucierpiał. W zamian za to wszystko dostaniecie mega dawkę pozytywnego nastawienia, nadzieję, a nawet błogosławieństwo biskupa. Widzicie ile w tym roku było tam ludzi? Następnym razem sprawdźcie do czego ich tak ciągnie :)

 Trochę zmodyfikowałam listę rzeczy do kupienia. Tak nagle pojawiło się kilka wydatków, na które nie miałam wpływu, ale mama ostatnio zaszalała na zakupach i zafundowała mi długo wyczekiwane buty! Zakupione espadryle wyglądają nieco inaczej, ale zauroczyły mnie tak bardzo, że do końca zakupów nosiłam pudełko w rękach. Slip ony nie były w planach. Miałam wybrać jedne z nich, ale czasem niezdecydowanie popłaca ;)


Dla jeszcze nie znużonych tą jakże długą notką przygotowałam opowieść o mojej życiowej miłości. Tak ładnie prosiliście o odpowiedź na TAG, więc teraz się męczcie buahahaha. Wybranie tych wyjątkowych pozycji nie było łatwe. Wielu tu nie uwzględniłam, gdyż zwyczajnie zabrakłoby miejsca i Wam siły do czytania...  Ale nie martwcie się. Już w krótce kolejny książkowy Tag.
1. ZAUWAŻENIE
Książka, którą kupiłaś ze względu na okładkę. 

Dobra, przyznam się, że jest to jedna z niewielu książek, które zakupiłam, a w sumie było ich chyba ze trzy. Jeżeli Was to dziwi, to na swoje usprawiedliwienie mam kilka argumentów. Po pierwsze książki są drogie i nie widzę sensu wydawania na nie pieniędzy jeżeli w pobliżu znajduje się biblioteka. Po drugie nie mam w zwyczaju czytania jednej książki dwa razy, gdyż jeżeli spodobała mi się za pierwszym podejściem, to wolę zostać pod jej wrażeniem już na stałe. A nóż za kolejnym razem się rozczaruje... (if You know what I mean) i co wtedy? Po trzecie moje regały i tak się uginają od nadmiaru nieprzeczytanych tomisk, a 3x tyle leży pochowane w pudłach i czeka aż za kilka lat je odkryję.
Aczkolwiek wracając do tematu, Charlie, którego już znacie z moich "recenzji" nabyłam właśnie za pośrednictwem okładki. Bliski mojemu sercu jest pamiętnikowy styl pisania, więc zwróciłam uwagę na rzucającą się w oczy apostrofę. Gdyby nie to, pewnie przeszłabym obok tej książki obojętnie.


2. PIERWSZE WRAŻENIE
Książka, którą kupiłaś ze względu na opis

Zanim przejdziemy dalej, chciałabym uprzedzić, że nie kupiłam tej książki (a co za tym idzie nie) ze względu na opis, ale mimo wszystko przeczytałam ją po zachętach i recenzjach koleżanki. Trochę mi o niej opowiedziała zanim wzięłam ją do ręki. Lubię romanse i nie trzeba mnie było długo namawiać. Wystarczyło, że koleżanka zdradziła małe co nieco. Powiedziała to co mogła, a najlepsze fragmenty zataiła przede mną, bym mogła w pełni odczuć historię Andrew i Camryn. Nie kłamała, mówiąc że ta historia jest inna niż wszystkie. 

>klik<<
3. SŁODKIE ROZMÓWKI
Książka z niesamowitym stylem pisania

Jakiś czas temu przyjaciółka kazała mi przeczytać zacną książkę pt. "Na Psa Urok". Byłam do niej sceptycznie nastawiona i powątpiewałam, że spodoba mi się coś, z druidem w roli głównej. Owszem, lubię fantasy, ale nie kręcą mnie staroceltyckie zatargi mitologicznych bogów. Myślałam, że będę się męczyć nad tą książką... bo wiadomo, archaizmy, wyszukane i nieznane mi słownictwo... Nie lubię nie wiedzieć o co chodzi, albo podczas czytania filtrować wikipedię w poszukiwaniu znaczenia, czy sensu zdania. Cóż, po przeczytaniu pierwszego rozdziału byłam kompletnie zaskoczona! Wciągająca i zaskakująca (ale to naprawdę zaskakująca!!!) fabuła oraz lawina humorystycznych wypowiedzi pociągnęły mnie za sobą, aż po ostatnie strony, zawierające podziękowania.  Nie jest to znana pozycja, co bardzo mnie dziwi, bo po przeczytaniu jestem nią zachwycona. Styl, jakim została napisana ta książka jest wyjątkowy. Jeszcze nigdy w mojej karierze mola książkowego nie spotkałam powieści, która potrafiłaby rozbawić mnie co stronę, a w tym przypadku tak było. Musiałam co jakiś czas przerywać czytanie, bo mimo niepohamowanej ciekawości co będzie dalej, nie byłam wstanie powstrzymać się od uśmiechu. Świetne zwroty akcji, nieszablonowe postaci, zdarzenia które nie dzieją się naprawdę, a to wszystko wplątane w naszą szarą rzeczywistość. Polecam na gorąco :) 

4. PIERWSZA RANDKA
Pierwszy tom serii, który sprawił, że od razu chciałaś sięgnąć po kolejny

"Szeptem" - zdecydowanie! Wypatrzyłam tą książkę w bibliotece. Zaintrygowała mnie skromna okładka, tajemniczy tytuł, a i rekomendacja była niczego sobie. Jak już wspominałam, lubię fantasy, więc anioły, wasale i tego typu rzeczy są dla mnie miłą odskocznią od codzienności. Tym razem miło nie było... Książka przerażała mnie fabułą, ale właśnie to + romantyczne wątki sprawiły, że ją pokochałam, przeczytałam jednym tchem i czym prędzej poleciałam do biblioteki wypożyczyć kolejne części, a ostatnią z nich zaraz po wydaniu w Polce dostałam od mamy :)


 Szeptem
Crescendo
Cisza
Recenzji Finale jeszcze nie napisałam ;)

5. NOCNE ROZMOWY TELEFONICZNE
Książka, przy której przetrwałaś noc
Nie ma takiej rzeczy, która potrafiłaby powstrzymać mnie od zmrużenia oka. Taki już ze mnie śpioch. Nikogo już chyba nie dziwi, że urywam smsową korespondencję w połowie, zasypiając z telefonem w ręku. Także najpóźniejsza godzina, o której odkładam czytadło to 22. Jedynym wyjątkiem była seria GONE, przy której wytrwałam do 22.30. Może to nie noc, ale nie to jest tutaj najważniejsze. Warto poświęcić uwagę tym właśnie drukom. Chyba nie będziecie zaskoczeni jeżeli napiszę, że spodobała mi się porywająca (dosłownie) historia nastolatków, którzy po przekroczeniu piętnastego roku życia znikają. Wszystko dzieje się nagle. Młodzi zostają odizolowani od świata, brak dorosłych cieszy ich dopóki dopóty nie kończy się żywność, woda i środki do życia. Do tego epicentrum odizolowanego terytorium staje się elektrownia. Jedyna rzecz, o którą warto walczyć. 
6. ZAWSZE W MYŚLACH
Książka, o której nie możesz przestać myśleć
Wbrew pozorom nie jest to lektura o idealnym życiu seksownej kobiety, robiącej karierę w Hollywood, lecz o zwyczajnej nastolatce, która została w to wrobiona przez wielką korporację. Nie zdradzę wam, jak to się stało, że brzydula stała się pożądaniem wywieszonym na bilbordach, gdyż jest to zbyt drastyczne. Meg Cabot jednak nie oszczędza w środkach i w pełnym wydaniu prezentuje swój geniusz. Ta książka pokazuje jak media sterują światem, jak to się dzieje, że w rękach wielkich korporacji leży los milionów ludzi i jak niewiele dla nich znaczy ludzie życie.

7. KONTAKT FIZYCZNY
Książka, którą pokochałaś za towarzyszące przy niej uczucia

W szóstej klasie podstawówki zaraz przed wakacjami pani zaczęła czytać klasie książkę, która wywołała we mnie sprzeczne emocje. Z jednej strony byłam nią zaintrygowana, a z drugiej odpychała mnie. To było moje pierwsze spotkanie z fantasy i prawdopodobnie dlatego właśnie napawało mnie to niechęcią (w wieku 12 lat gustowałam raczej w nastoletnich miłościach itd.). W każdym razie ciekawość fabuły wzięła górę. Jak można się domyślić, znowu pobiegłam do biblioteki i wypytałam o wskazany tytuł. Jak się okazało, była to pierwsza część bardzo długiej serii, która z tego co wiem wciąż jest wydawana. Niestety w bibliotece seria mi się ucięła mniej więcej na X części. Przyznam, że są to książki bardziej przeznaczone dla młodszej czytelni (duże litery, obrazki, szczegółowe objaśnienia), ale mimo wszystko z chęcią kontynuowałabym je i razem z małymi bohaterami nareszcie odkryła mroczną, a zarazem piękną i legendarną historię tajemniczych Wrót Czasu.


8. SPOTKANIE Z RODZICAMI oraz 9. MYŚLENIE O PRZYSZŁOŚCI
Książka, którą możesz polecić rodzinie i znajomym / książka, którą będziesz wiele razy czytać w przyszłości
Te dwa punkty ściśle się dla mnie łączą. Książkami, które polecam nie tylko rodzinie i znajomym, ale każdemu od tych najmniejszych po starzejące się społeczeństwo oraz które czytam i czytać będę nadal, są najpiękniejsze i jedyne w swoim rodzaju poradniki Reginy Bret. One nie tyle, co wskazują drogę, ale niosą ze sobą piękno, nadzieję, optymizm i przede wszystkim uczą jak brać życie na klatę i wciąż być szczęśliwym. Jeszcze nigdy nie miałam w rękach takich wspaniałości. Małe rzeczy, a niosą tyle radości :)

10. DZIELMY SIĘ MIŁOŚCIĄ!
Czyli kogo otagujesz?

Gąska
Lennyk
Anna B.
i wszystkich, którzy dużo czytają i chcą podzielić się z nami swoją miłością :)
Czytaj więcej >

Co cię nie zabije, to cię wzmocni

Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Zakręciło mi się w głowie. Ogromny ból przeszył mnie od środka. Przez głowę przemknęła mi myśl, że to pewnie tylko chwilowe. Niestety po chwili było jeszcze gorzej. Nagłe mdłości zmusiły mnie do upadku przed toaletą. Dusiłam się i nie mogłam oddychać. Międzyczasie łamiącym się głosem musiałam zawołać mamę. Przybiegła do mnie bez zbędnych pytań. Otworzyła na oścież wszystkie okna. Podała mi wodę i jakieś tabletki. Krztusiłam się powietrzem. W oczach miałam łzy. Każde słowo sprawiało mi ból. Nie słyszałam pytań brata, ani tego, co mówiła mama. Czas się zatrzymał.

Wylądowałam na swoim łóżku. Znowu ten sam impulsywny ból. Tym razem zwiększył swoją częstotliwość. Zwijałam się i prężyłam, kiedy mama próbowała przytrzymać mnie rękami. Piekły mnie wnętrzności. Chyba płakałam. Oddychałam szybko i płytko. Strasznie głośno sapałam. Zaschło mi w ustach. Resztkami sił błagałam mamę, by mnie ratowała. Musiała zadzwonić po pomoc. Jasne światło, miliony dłoni dotykających moje ciało. Twarz, policzki, brzuch. Słyszałam poszczególne słowa mamy, taty, brata, babci, cioci? Pogotowie? Szpital? Karetka? Rzucało mną po całym łóżku. Pomyślałam sobie, że jeżeli tak ma wyglądać piekło, to ja nie chcę umierać. Unieruchomili mnie. Babcia wydawała mamie i cioci jakieś niezrozumiałe dla mnie polecenia. Tata ubierał się, gotów w każdej chwili jechać ze mną na pogotowie. Brat głaskał mnie po głowie i uspokajał. Tysiące głosów, a je nie mogłam wydusić z siebie słowa. Poczułam przyjemne ciepło w miejscu bólu. Kazali mi się skulić i trzymać kompres. Tabletki chyba zaczęły działać. Zasnęłam.

Nie trwało to więcej niż godzinę. W tym czasie mama zdążyła zerwać na równe nogi pół rodziny. Gdyby nie oni, pewnie przez całą noc zwijałabym się z bólu na łazienkowej posadzce. Mama czuwała do rana. Słyszałam jej kroki jak co chwilę przychodziła i patrzyła czy oddycham. Rano  mówiła babci, że kiedy spałam, byłam blada i zimna. Ale oni nade mną czuwali. Moje prywatne anioły.

Pamiętam i mile wspominam czasy, kiedy moje życie było proste i nieskomplikowane. Nie miałam wygórowanych celów, ani ambicji, ale nie potrzebowałam tego. Miałam przy sobie osoby, które ceniły mnie za to kim i jaka jestem, a nie za to, co w życiu osiągnęłam. Razem z dziewczynami trzymałyśmy się w czwórkę. Ja, dwie Sylwie i Basia. Nie byłyśmy kręgiem zamkniętym. Tak naprawdę w ogóle nie byliśmy kręgiem. Nasze relacje były nierówne. Przyjaźniłam się z  dwiema Sylwiami, ale pomiędzy nimi było tylko koleżeństwo. Basia za jedną Sylwią przepadała, a drugą tylko tolerowała. Oprócz siebie nawzajem, miały jeszcze innych przyjaciół. Ja również. Bernadeta zajmowała wtedy ważny stopień na mojej friendsliście. Co prawda z czwórką dziewczyn spotykałam się codziennie w szkole, ale to jej poświęcałam każde popołudnie. I to było wspaniałe. Poświęcałyśmy wyższe cele - naukę i obowiązki - za spędzenie razem kilku chwil.

Bernadeta w porównaniu do reszty dziewczyn była moim autorytetem. Nie chciałam być taka, jak ona, ale zawsze mi imponowała swoją pewnością siebie, a czasem wręcz chamstwem (tak, takie rzeczy mnie jarały w gimnazjum). Ona zawsze wiedziała, jak zachować się odpowiednio do sytuacji. Jak zwrócić na siebie uwagę i sprawić, żeby wszyscy Cię lubili. Nie odpychało mnie wtedy jej podejście do innych ludzi. Kłamała jak z nut, dążyła po trupach do celu, a jej znajomi nie wiedzieli, że robi ich w balona. Czasem sama zastanawiałam się, czy ze mną postępuje tak samo? Wierzyłam, że nie, bo zawsze zapewniała mnie, że jestem jej najlepszą przyjaciółką. A przynajmniej byłam dopóki, dopóty stawiałam się na każde jej wezwanie. Ona z reguły mówiła mi wszystko. Zwierzała mi się i nie raz wypłakiwała na ramieniu. Ja byłam tą "na złe chwile". Nie przeszkadzało mi to do czasu... Zawsze uważałam, że prawdziwa przyjaźń wymaga poświeceń. Niestety z jej strony wielu tych poświęceń nie było. Nie potrafiłam z nią szczerze porozmawiać, mimo że na moich oczach oszukiwała ludzi. Wiedziałam o niej więcej niż inni, ale jako przyjaciółka uważałam, że nie powinnam wykorzystywać tego przeciwko niej. Tym bardziej bałam się jej powierzyć moje prywatne tajemnice.

Tymczasem z Sylwiami i Basią dogadywałam się świetnie. Nie kłóciłyśmy się praktycznie wcale. W szkole zawsze sobie pomagałyśmy, w szkole zawsze byłyśmy razem w drużynie, w szkole spędzałyśmy każdą przerwę razem, w szkole byłyśmy nierozłączne. Rozmawiałyśmy przeważnie tylko w szkole. Z jedną Sylwią siedziałam w ławce. Tylko z nią komentowałam ubiory nauczycielek i parodiowałam ich zachowanie. Tylko z nią pisałam ściągi na butach. Tylko z nią strzelałam z gumki recepturki. Tylko z nią malowałam paznokcie na lekcjach. Razem wymyślałyśmy własne przywitanie i buczałyśmy na sprawdzianach z fizyki. Tylko ona trzymała mnie za rękę, kiedy denerwowałam się przy odpowiedzi. Tylko ona wyznaczała mi granice na ławce, żebym się za bardzo nie rozpychała. Ona znała mnie bardziej od tej szalonej strony.


Z dugą Sylwią zawsze mogłam szczerze pogadać. Nie jeden wf przesiedziałyśmy na parapecie, czy ławce rozmawiając na miłosno-filozoficzne tematy. Próbowałyśmy rozgryźć psychikę chłopaków, po czym stwierdziłyśmy, że tu nie ma czego rozgryzać. Ona zawsze wiedziała wszystko. Od jednego spojrzenia potrafiła stwierdzić, że jestem nie w humorze. Potrafiła wyciągnąć ze mnie najdrobniejsze szczegóły, ale każdą informację zatrzymywała dla siebie. Pilnie słuchała, kiedy opowiadałam jej moje miłosne rozterki i zawsze była na bieżąco. Wręcz przeżywała je razem ze mną! Z całego serca wspierała i kibicowała mi także na sprawdzianach.  Czasem po prostu się uczyłyśmy. Próbowała wbić mi matmę do głowy, albo poprawiała błędny na wypracowaniu. Zawsze kiedy dostałam dobrą ocenę, mocno mnie ściskała i przybijała piątkę. Szkoda, że już nie chodzimy razem do klasy.


Basia na początku była przylepą. Przyznam, że denerwowało mnie jej towarzystwo. Uczepiła się Sylwii (nr 1) i zwyczajnie nie dawała jej żyć. Może byłam lekko zazdrosna? Dziewczyny spotykały się poza szkołą, a mnie przy tym nie było. No w każdym razie polubiłam ją po jakimś czasie. Basia była okropnie zwariowana. Wręcz szalona! To przekonało mnie, że możemy się dogadać. Pasowała do mnie i Sylwii (nr 1). Dobrze gotowała i często dzieliła się z nami kulinarnymi przepisami. Miała zakręcone pomysły, które wszystkie chciałyśmy wprowadzić w życie. Basia nie była na początku zbyt lubiana w szkole, ale wiernie z Sylwią broniłyśmy jej przed zajadłymi gębami dziewczyn z innych klas, a ona też nie dała złego słowa na nas powiedzieć. Niestety Basia poznała Bernadetę, a jak to mówią "kto z kim przystaje, takim się staje".  
Nasze drogi się rozeszły. Z Bernadetą i jej fałszerstwami rozstałam się na stałe. Przyznam, że całkiem dobrze mi z tym. Kiedyś zastanawiałam się, czy ja też byłam taka, jak ona. Po części chyba tak. Zarażała mnie płytkością, a ja stopniowo to zauważałam. Nie musiałam stawiać jej czoła. Sama zrezygnowała z naszej przyjaźni. Sylwie i Basia wybrały własne drogi. Nie widujemy się praktycznie wcale, mimo że mieszkamy w miarę blisko. Niemiłosierny czas pozwala nam na przelotne spotkania, ale to zdecydowanie za mało, by podtrzymać relację. Całe szczęście u dwóch Sylwii nic się nie zmieniło. Z tego co mówią, u mnie też nie "dzięki Bogu".
Czytaj więcej >
Create your space © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka